pozostałości zieleni

Dzień dobry. W miłej atmosferze i przy dźwiękach płyty Enej piszę do Was kolejnego posta. Wreszcie mam okazję pokazać Wam jeden z orsay'owych swetrów na sobie. I szczerze mówiąc liczyłam na to, że pogoda 1 listopada pozwoli mi na takie ekscesy. Udało się ;)

Dawka zdjęć dziś jest nieco przerażająca, ale mam nadzieję, że Was tym nie zanudzę ;)

Moja mina - bezcenna ;)

Wisiorek znacie już bardzo dobrze (Stradivarius), kozaki ukradłam siostrze, w zasadzie buty kozakopodobne, bo na mrozy na pewno się nie nadają... A skarpety kupiłam rok temu za jakieś 5zł i początkowo nie podobała mi się ta koronka, ale dziś nie oddałabym ich nikomu ;)

No tak... Poprawki techniczne muszą być ;p

Jak widzicie paznokcie unicestwiłam prawie do zera, trochę mi z tym niewygodnie, bo czuję się jak bez połowy każdego palca, ale cóż. Odrosną. Kiedyś.

Kot? Oczywiście, jak bez kota!

Nie wiem czy już Wam pisałam.... Kocham mój aparat miłością bezgraniczną ;))

Jutro też planowałam dodać posta, ale nie wiem jak będę stała z czasem i czy będzie miał mi kto zdjęcia zrobić. Poza tym jeśli już nawet będę miała zdjęcia, to jutro o 20.30 wsiadam w pociąg do Szczecina. Wniosek - post ukaże się pewnie dopiero w środę. Tak więc zapraszam i do usłyszenia!

Pozdrawiam ;*