poniedziałek, 16 marca 2015

STOP zaskórnikom

Do tej pory starałam się żyć z moimi zaskórnikami próbując ich nie zauważać. W nieskończoność niestety tak się nie da, dlatego podjęłam z nimi intensywną walkę na miecze. 

Dzisiaj mam dla Was krótkie recenzje trzech produktów, które w tej nierównej walce są moją tajną bronią. Oto one:


Pierwszy produkt, który wpadł mi w ręce to  plastry na nos Purederm. Oczywiście wpadłam na nie, nie gdzie indziej, jak w Biedronce. Co jakiś czas pojawiają się w sezonowej ofercie. Widziałam je już kilka razy, ale dopiero teraz zdecydowałam się na zakup. I żałuję, że nie wzięłam od razu kilku opakowań...

W pudełku znajdziemy 6 plastrów zapakowanych w osobne folie. Ta ilość spokojnie starczy na wykonanie 3-tygodniowej kuracji (2 plastry w tygodniu). 

Chciałabym napisać, że już po pierwszym użyciu widać efekty, ale nie u mnie - źle zaaplikowałam plaster na nos i dlatego jego efektywność zmalała. Na szczęście przy drugim użyciu było już zdecydowanie lepiej! 

Plasterek w swojej konsystencji przypomina kilkuwarstwową chusteczkę, nakłada się go na uprzednio obficie oblany wodą nos (czego bałam się przy pierwszym użyciu), należy go dobrze przykleić na szczycie nosa, ale również (a może zwłaszcza) na płatkach nosa. Po kilku minutach plaster drewnieje (jak przystało na drzewo sandałowe xp). Staje się bardzo sztywny, przez co trudno go usunąć, choć może powinnam powiedzieć trudno usunąć go bezboleśnie. Ja jestem typem masochistki i lubię jak mnie boli, bo wiem, że coś się dzieje, że kosmetyk działa. Ale jeśli taki ból jest dla kogoś zbyt duży, boki plastra można jeszcze raz namoczyć wodą i wtedy próbować podważać.

Podsumowując moją ocenę: na pewno kupię je ponownie (niech no się tylko w biedro pojawią). Widziałam je też na allegro, ale za mniej rozsądną cenę. Moim zdaniem warto je wypróbować, jeśli zmagacie się z zaskórnikami. Plastry naprawdę solidnie je wyczyszczą. Oczywiście, nie na tyle, że nie będzie po nich znaku, ale na pewno zmniejszy się częstotliwość ich występowania. Warto wspomnieć jeszcze słowem o zapachu, a ten plastry mają bardzo intensywny. Nie wiem czy jest to dokładnie zapach drzewa sandałowego, ale może drażnić zwłaszcza, że ma bezpośredni kontakt z nosem. Warto się jednak przemęczyć.

Dostępne były trzy wersje plastrów. Jak się okazało po zakupie, wybrałam te najsilniejsze. Co więcej, te"moje" zbierają najlepsze opinie w internecie, więc jeśli moja ocena jest dla Was niewystarczająca, znajdziecie wiele innych.



Kolejnym produktem jest maska clearskin z Avonu, która wpadał moje ręce przypadkiem, gdy szukałam kolejnego produktu z wpisu. Ogólnie maseczek, które trzeba zmywać bardzo nie lubię. Nie lubię babrać się w mazi z twarzy, wymywać wszystko z włosów itp. Mimo wszystko przełamałam się i wypróbowałam ją. 

Po pierwszym użyciu byłam zadowolona (użyłam jej tylko w okolicy strefy T), przy kolejnych użyciach już na całą twarz. I bałam się, że ta akcja wywołała u mnie realcję alergiczną. Na szczęście, jak się później okazało, to nie była ta maska.

Fajnym rozwiązaniem jest to, że maska na twarzy zasycha i zmienia kolor. Gdy w całości nasza twarz zmieni się z czarnej na szarą, to znak, że maseczkę trzeba zmyć.

 Jest to produkt bardzo mocny, pozostawia skórę głęboko oczyszczoną, z tego powodu nie mogę używać jej często na całą twarz. Ale po zmyciu produktu z buzi czuć, że skóra jest delikatniejsza, bez grudek, małych zaskórników, a pory nie są już zatkane.

Zapach? Niezbyt przyjemny kojarzy mi się z klejem do tapet. Może dość drastycznie, ale wszystko jest do zniesienia.

Dostępny w obecnej ofercie Avonu.


O tym produkcie naczytałam się w internetach tyle dobrych opinii, że po plastrach Purederm, musiałam wypróbować również plastry w żelu Avon.

Od razu zaznaczę, że to nie to samo co Purederm. Działanie na zaskórniki i zapchane pory mają zdecydowanie słabsze, ale za to zapewniają minidepilację i wyrywają większość włosków z okolicy, na której używamy żelu.

Konsystencja tego produktu jest żelowa (jak wspominałam wyżej) zastyga w około 10 do 20 minut (w zależności od grubości nałożonej warstwy, ale jej grubość nie wpływa w znaczący sposób na efektywność zabiegu). Dlatego z kolejnymi użyciami nakładałam co raz mniej produktu (ekonomia ponad wszystko). Ja aplikowałam ten produkt jak pierwsze plastry, plus czoło/okolica brwi.

Po zaschnięciu plaster przypomina żelkę. Łatwo można ją usunąć podważając brzeg i zrywając ze skóry. Może to być odrobinę bolesne, bo jak mówiłam, plaster wyrywa również włoski.

Szczerze mówiąc spodziewałam się większego efektu WOW. Ciągle jestem jeszcze w fazie testów i nie skreślam go. Zobaczymy co będzie dalej ;)

Dostępny w obecnej ofercie Avonu.


Jeśli zmagacie się z podobnymi problemami cery jestem baaardzo ciekawa czy macie swoich ulubieńców, którzy pomagają Wam pozbyć się małych terrorystów z twarzy. Koniecznie dajcie znać w komentarzach! ;))

Pozdrawiam ;***

6 komentarzy:

Niepodpisane komentarze nie będą moderowane. Chcesz wyrazić tu swoją opinię? Ok, ale podpisz się pod swoimi słowami ;)