wtorek, 17 lutego 2015

DIY: rama na zdjęcia

 W dobie instagrama i stu klatek na sekundę wywoływanie i przechowywanie zdjęć to już trochę archaizm. Osobiście ostatnie zdjęcia wywoływałam niespełna 4 lata temu(!) od tego czasu już kilka razy tworzyłam na dysku foldery "do wywołania" przenosiłam na pendriva i na tym się kończyło. Do zakładu fotograficznego do tej pory nie dotarłam.

Postanowiłam to zmienić, ale przede wszystkim wcielić w życie mój projekt, który czekał też dobre dwa lata na realizację. Rama przeprowadzała się ze mną dwa razy i przejechała pół Polski zanim wreszcie wczoraj udało mi się ją wziąć w łapki ;))

Inspirację do wykonania mojego projektu znalazłam w internetach (oczywiście), ale moją niepowtarzalną koncepcję zmieniałam kilka razy, żeby wreszcie powstało to, co powstało.

Do wykonania ramy potrzebujemy:

1. ramy (i tu jest kilka sposobów jej pozyskania. ponieważ ja potrzebowałam czegoś na pół ściany, zdecydowałam się na wykonanie jej samodzielnie, tj. poprosiłam tatę <3. tak jest chyba najtaniej i przede wszystkim pod wymiar. poza tym ram możecie poszukać w sklepach z artykułami plastycznymi, w sieci albo na strychu)


2. zdjęć (jakichkolwiek! w niestandardowym formacie, zwykłych - prostokątnych albo kwadratów, które opanowały internety już dawno)

Moje zdjęcia zamówiłam online na stronie instafoto.pl. Strona jest bardzo przyjemna i łatwa w obsłudze - zdjęcia można pobrać bezpośrednio z własnego konta na insta i przesłać do druku. Do wyboru są pakiety na 25, 50 i 80 zdjęć. Na początku zdecydowałam się na środkową wersję, ale szybko zrozumiałam, że z ponad 750 zdjęć ciężko wybrać jedyne 50... zmieniłam opcję na 80. Z przesyłką cała przyjemność wyniosła mnie niecałe 45zł. A paczka była u mnie już kolejnego dnia (czyli jak obiecują nam na stronie, przesyłka dociera w około 24godziny)


3. sznurek (może być jutowy, ja wybrałam mulinę, żeby pasowała mi kolorystycznie, sztuk dwie)

4. gwoździe, aby ten sznurek jakoś zamocować

5. spinacze biurowe do mocowania zdjęć (pierwotnie miały to być miniklamerki, takie jak do wieszania bielizny, ale nie mogłam nigdzie odpowiednich albo odpowiednio dużo znaleźć, stąd improwizowałam z tym co było dostępne)

6. nożyczki i młotek (ale te narzędzia mam niezbyt fotogeniczne, wiec tylko je tu wspominam)


Jak wyglądały zdjęcia po tym jak do mnie przyszły to już wiecie. Cieszyłam się nimi cały wieczór. PS. i wszystkie podpisałam na odwrocie, jak to robiła mama za starych dobrych czasów.



Może zanim omówię proces widoczny na zdjęciu poniżej, wspomnę krótko o ramie: jak tylko tata mi ją zmontował złapałam za farbę i machnęłam ją na biało. Zależało mi żeby pasowała do każdego wnętrza, a naturalny kolor drewna nie zawsze się sprawdzi, ponad to miałam wtedy bardzo zaawansowaną fascynację stylem chabby chic ;)
Nie żałuję, że ramę pomalowałam, nadal bardzo mi się podoba!

Wracając do kolejnych etapów tworzenia: za pomocą linijki lub innej miarki należy odmierzyć równe odległości między gwoździami. Ja użyłam, jakże profesjonalnego sprzętu - gumki szkolnej. W ten sposób odmierzyłam 18 punktów, w których następnie umieściłam gwoździe. Wbiłam, krótko mówiąc. W tym momencie mała wskazówka: niech te gwoździe mają jak największe łebki, później łatwiej montować sznurek.


I jeśli myślicie, że najtrudniejsze za Wami, no to nie... Muszę Was rozczarować. Zabawa dopiero się zaczyna. 
Jak mówiłam, miałam kilka koncepcji mocowania sznurka: klasyczną na około 4-5 rzędów, pajęczynę (czyli wiązanie nitki między przypadkowymi punktami po przeciwnych stronach) oraz gęsto i równolegle. Jak widać zdecydowałam się na ostatnie rozwiązanie i na mojej ramie w około trzycentymetrowych odstępach zamontowałam 18 sznurków. Na początku montowałam je owijając wokół główki gwoździa, później w dół, do lewej, w dół, do prawej, w dół... Gdy tuż przed końcem, zawiązałam koniec muliny, coś gdzieś... się poluzowało i nie dało się naciągnąć. Stwierdziłam, że wolę metodą "na piechotę" montować pojedyncze sznurki niż obawiać się, że nagle coś się zerwie, gdy powieszę zdjęcia. Zawsze lepiej doczepić jeden zerwany sznureczek, niż zakładać wszystko od początku...

I tak oto powstała harfa...


Po tym, mozolnym etapie czeka nas już lekkie i przyjemne zajęcie: wieszamy zdjęcia, kompozycja dowolna, kolorystyka dowolna, tematyka dowolna... Ogólnie dowolność. A spinacze naprawdę fajnie się sprawdzają!



Koszt tej ramy to około 50-55zł.

Sama rama została wykonana z tego co miałam w domu oraz pomalowana resztkami farb, które znalazłam (jeśli swoją też zrobicie sami albo wygrzebiecie na strychu lub w piwnicy, koszt będzie zbliżony;). Gwoździe, spinacze i mulina (o ile ich też, zupełnie przypadkiem, nie macie w domu), to wydatek około 8zł. Do tego koszt wywołania zdjęć - w moim przypadku 45zł, ale wszystkich nie umieściłam w ramie. Będę sobie zmieniać wystawkę, co jakiś czas ;))


Jak Wam się podoba taki pomysł na taką prezentację zdjęć?
A może podobna ram zdobi Wasze mieszkania i pokoje? Pochwalcie się w komentarzach!


Pozdrawiam ;***

1 komentarz:

  1. wygląda fajnie, ale ja jednak wolę takie oprawione za szkłem. Dlaczego ? Nienawidzę kiedy zbiera się kurz na zdjęciach, a jednak on po jakimś czasie się pojawi - nieuniknione. Ale nie powiem ta ramka dodaje wnętrzu charakteru ;)

    OdpowiedzUsuń

Niepodpisane komentarze nie będą moderowane. Chcesz wyrazić tu swoją opinię? Ok, ale podpisz się pod swoimi słowami ;)