Już nie pamiętam kiedy ostatnio (w tak zaawansowanym stopniu) miałam ochotę na sushi... I gdyby nie fakt, że przygotowując ten japoński specjał potrafię ubabrać pół kuchni, razem ze zlewem i podłogą, to szykowałabym je w nocy w pociągu. Czasami jak coś człowieka strzeli to nie ma mocnych... I nie ma to jak pełny brzuszek ;))
Jutro wrzucę krótką recenzję, a tymczasem uciekam.
I pozdrawiam ;))
PS. + dzisiaj pozdrowienia specjalne dla klasy IIA wysokomazowieckiego LO.
fajnie wyszły ;) ja dzisiaj jadłam sałatkę z wodorostami :)
OdpowiedzUsuńNie jadłam :) może kiedyś...jak na razie nie mogę się przełamać :P
OdpowiedzUsuńWygląda super, może podzielisz się przepisem?:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
hehe pozdrowienia miały być specjalnie dla mnie :P
OdpowiedzUsuńbędą, ale proszę się, Asiu, podpisywać ;)
Usuńhaha czyli pozdrowienia przypadkowo mnie też ogarnęły ;pp
OdpowiedzUsuńGierapka
żadne przypadkowo... ;)
UsuńAleż mi narobiłaś ochoty na sushi...
OdpowiedzUsuń