Ten post miał się pojawić na blogu zaraz po zakupach (czyli równo tydzień temu), ale nie zdążyłam, bo wyjechałam. Dlatego z małym opóźnieniem, ale po przetestowaniu wszystkiego, podrzucam Wam listę i opis nowości w kosmetyczce. Bez zbędnego gderania zacznę od pielęgnacji.
Szampon Schauma z masłem shea i ekstraktem z kokosów -pachnie wyśmienicie, zapach utrzymuje się na włosach ho, ho i ciut, ciut!, pięknie się pieni, jest wydajny i w zasadzie nie zauważam żadnych minusów. W Rossmanie za 500 ml zapłaciłam 7,99zł.
Odżywka z Syoss - do domu postanowiłam kupić miniaturowe opakowanie i je przetestować, nadaje włosom nieco miękkości, to na pewno. Poza tym jakichś szczególnych efektów nie widzę, ale po jej użyciu mam czyste sumienie, że jakoś o te moje włosy zadbałam. Do zdobycia w Rossmannie za 3,99zł.
Antyperspirant Isana z aloesem - ogólnie jest to jeden z najtańszych produktów jakie znalazłam, a w moim przypadku nie ani cena, ani marka nie żadnej robią różnicy. Na mnie każdy działa tak samo (kulkowe, w sztyfcie czy dezodoranty), więc postanowiłam wypróbować ten - 4,89zł. I po tygodniu testowania zauważyłam, że zostawia białe ślady na czarnych i ciemnych ubraniach (ale jeśli da mu się chwilę na wchłonięcie, to o brudzeniu nie ma już mowy).
Krem nawilżający BeBeauty z biedronki - producent zaleca nakładanie na twarz, ale nie byłabym w stanie zużyć takiej pojemności przed upływem terminu ważności, więc stosuję go na całe ciało po kąpieli jako zwykły krem czy balsam. Zapachem przypomina mi jakieś produkty dla niemowląt. I zapach utrzymuje się na ciele dość długo po aplikacji, ale po dłuższym stosowaniu odrobinę się nudzi (ok. 10-11zł).


Pomadka LauraConti CrazyCola - i jak nazwa wskazuje ma piękny colowy zapach i na szczęście nie ma żadnego smaku (bo zjadałabym ją jeszcze szybciej). Jest bardzo nawilżająca i nawet dodam, że sprawdza się u mnie lepiej nić pomadki nivea. Jest bardziej tłusta i to mi się bardzo podoba. Na 4. zdjęciu macie dokładny opis producenta, który u mnie sprawdziła się w stu procentach - w dwa, trzy dni odratowała moje spierzchnięte usta, co nie udawało sie wcześniej przez tydzień żadnym innym specyfikom. I choć po tygodniu używania (ale jestem maniaczką i nakładam ja kilkaset razy dziennie), zjadłam jej już całkiem sporo, mam zamiar kupić inny smak jak tylko ta się skończy. To zdecydowanie mój hit! Rossmann - 4,99zł.




Błyszczyk Sensique - wiśniowy, numer 06. Błyszczyk jak błyszczyk. Kupiłam go jako dopełnienie do mojego weselnego looku. Nadaje ładny połysk i w miarę się nie klei. Sprawdził się, ale szybko zjada się go z ust, bo nie tylko pachnie, ale i smakuje jak wiśnia... Osiedlowa drogeria - 6,99zł.
Błyszczyk Essence XXXLShine - no i to był mój pierwszy, nietrafiony strzał. Ładnie prezentuje się w buteleczce, ale na ustach - raczej zdecydowanie porażka - jest biały, pięknie podkreśla skórki. I jeśli ktoś ma suche, albo nieidealne usta - szczerze odradzam. Zamiast dopełniać wizerunek, skupia na sobie niepotrzebną uwagę (7,49zł).
Cień Inglot 352 matowy -pierwszy profesjonalny cień w mojej kolekcji i już wiem, że będą kolejne. Trwały (testowałam go na oku w upały i podczas wesela), na bazie trzymał się kilka(naście) godzin bez rolowania i migracji. Łatwo się aplikuje i nie osypuje. Ja kupiłam go sobie w formie wkładu do paletki magnetycznej, a paletkę magnetyczną kupię razem z kolejnym cieniem (już nie mogę się doczekać!). A ceny cieni na stoiskach Inglota wahają się od 10zł (za wkład do paletki - jak mój) do 20zł (za pojedynczy cień w kasetce) i wyżej za kilkukolorowe mozaiki.
Uff! To wszystko na dziś i dajcie znać czy próbowałyście, któreś z wyżej wymienionych kosmetyków ;)
Pozdrawiam ;***