Cześć, późnym wieczorem przyszłam Was zjeść.
Liczyłam na to, że poniedziałek 4 listopada, będzie szczęśliwym dniem po długiej przerwie od blogowania. I oto jest. Pierwszy post od stu lat. Wyczekiwany i przez Was i przeze mnie.
W tym zestawie debiutuje moja nowa spódnica (pierwsza rozkloszowana od czasów wczesnoszkolnych), koturny (które mam nadzieję przetrwają ze mną nawet zimę) i kokówka/donut albo po prostu wypełniacz do włosów. A to ostatnie budzi zainteresowanie i zachwyt (nie tylko mój, ale również otoczenia) ;))
Powrót na bloga postanowiłam zacząć stylizacją, do której często wracam i, która sprawdza się na co dzień. Przez ostatnie lata byłam zdecydowaną zwolenniczką spódnic i sukienek ołówkowych, dopiero tego lata postanowiłam kupić coś o zupełnie innym kroju i zachwycam się. Uprzedzając pytania - spódnicę kupiłam na allegro u jednego ze sprzedawców, za około 60zł. To zdecydowanie dobrze wydany pieniądz ;))
Spódnicę (jak widać) połączyłam z dopasowanym t-shitrem w dodatku ze `sportowym` nadrukiem, a do tego wszystkiego założyłam jeszcze marynarkę, która nie podobała Wam się wcześniej w tym połączeniu, ale ja je uwielbiam i mimo krytyki nie zrezygnowałam z niego.
I na koniec słowo o kokówce, która w rozmiarze xxl podbiła moje serce i zawładnęła włosami w rozmiarze m. Chyba zacznę łykać suplementy, coby mi ich przybyło... ;))
Jak Wam się podoba? ;))
Pozdrawiam ;***