Dzisiaj mam dla Was post z kilkoma nowościami w szafie i kosmetyczce. Chciałam pokazać to wszystko już dawno, ale ciągle nie było czasu. Wreszcie trochę go znalazłam. Co prawda nie uwzględniam tu kilku rzeczy, które zostawiłam w Szczecinie, ale zacznijmy...
...od szafy. Jeszcze na wyprzedażach (bo te się pewnie już skończyły) udało mi się kupić marynarkę. Na początku szukałam klasycznej, raczej ciemnej, ale w moje ręce wpadła ta z H&M, za którą zapłaciłam 60zł ze 160 (o ile dobrze pamiętam). I uważam, że to były dobrze wydane pieniądze.
O ile marynarkę kupiłam już miesiąc temu, to poniższa koszulka jest dzisiejszym lumpexowym łupem za około 2 zł. Z jednej strony, to były dość spontaniczne zakupy, ale z drugiej miałam nadzieję, że jednak znajdę kilka ciekawych ciuchów - skończyło się na jednym t-shirtcie ;))
Z przecen w H&M wyniosłam jeszcze koturny, ale o nich opowiem raczej na wiosnę. I wtedy pokażę je w konkretnych stylizacjach tak jak powyższe rzeczy ;))
W ostatnim czasie to raczej moja kosmetyczka zyskała więcej na wyposażeniu niż szafa. Więc przejdźmy do pielęgnacji: w końcu, po wielu rekomendacjach, kupiłam olejek rycynowy. O jego właściwościach chyba nie muszę się rozpisywać. Postanowiłam zatroszczyć się wreszcie o moje rzęsy, ponieważ od kilku lat namiętnie je maluję, a wieczorami trę je wacikami przez co zdecydowanie tracą na kondycji i liczebności. Od około tygodnia codziennie wieczorem nakładam niewielka ilość olejku na rzęsy i zmywam rano pozostałości. Aby nie przesadzić z produktem, do aplikacji na rzęsy, używam szczoteczki po zużytej maskarze. Na razie efektów nie widzę, ale do takich eksperymentów potrzeba czasu i systematyczności ;)



Dalej, korzystając z promo w biedronce kupiłam żele pod prysznic 2 za 10,99zł. Wybrałam mango&makadamia, ponieważ jeszcze go nie miałam, a drugi (limonkowy) przygarnęła sobie mama. Po pierwszym użyciu pachniał mi strasznie chemicznie, później było lepiej. Aczkolwiek wolę czekoladę&pomarańczę, malinę albo śliwkę&syrop klonowy... Ten jest zdecydowanie mniej słodki.

Kontynuując biedronkowe szaleństwo... Kupiłam sobie też masło do ciała, bo w domu zostały mi same resztki. Zdecydowanie polecam te masła dla osób, które lubią czuć, że mają nawilżone ciało. Jeśli preferujecie szybko wchłaniające się produkty to to raczej nie będzie coś dla Was. Ale ja na przykład uwielbiam po kąpieli posmarować się tym masłem wskoczyć pod kołdrę i rano czuć jeszcze na ciele, że jest solidnie nawilżone. Jeśli chodzi o zapach najbardziej podobało mi się pomarańczowe, ale czekoladowe i poniższe migdałowe też są bardzo okej. Co do ich właściwości ujędrniających, wygładzających czy jakichkolwiek innych - nie zauważyłam raczej żadnych zmian, ale swoją drogą, wcale ich nie oczekiwałam, ale masła polecam.
Skończył mi się również płyn do demakijażu więc kupiłam zamiennik. Zdecydowałam się na mleczko z garniera za niecałe 9 zł. Ładnie pachnie i na razie tyle na jego temat. Będę testować.
Czas na kolejny zakup sprzed miesiąca, który zaburzył całą moją filozofię makijażową - 'pudrom, podkładom etc. mówię: nie!'. Postanowiłam jednak wypróbować krem BB, który (jak podkreślało już milion osób) koło prawdziwego azjatyckiego kremu BB nawet nigdy nie stał. Mimo wszystko jak na moje wymagania i potrzeby sprawdza się całkiem przyzwoicie. Zacznę od tego, że kupiłam go na promocji w Rossmannie za 14,99zł (i właśnie dlatego go kupiłam), jego cena regularna to 19,99zł. Z dostępnych kolorów light i medium, wybrałam ten pierwszy.
Zacznę może od tego co obiecuje producent:
1) nawilżenie 24h - no nie wiem... ja myję twarz co najmniej dwa razy dziennie, więc żadną siłą krem się nie utrzyma się na niej tyle czasu. Ale efekt nawilżenia czuję na skórze, zdecydowanie jej nie przesusza.
2) wyrównuje koloryt - tak. Z wyrównaniem kolorytu mojej skóry radzi sobie spokojnie, zwłaszcza, że nie mam z tym problemów. U osób z przebarwieniami, naczynkami itp na pewno sobie nie poradzi.
3) usuwa niedoskonałości - no dobra, nie za bardzo wiem co miałby usuwać, więc pomijam ten punkt.
4) rozświetla - faktycznie, skóra wygląda świeżo. Ale staram się zmatowić strefę T pudrem, żeby nie rozświetlać się za bardzo.
5) ochrona UVA/UVB - wierzę na słowo, nic więcej mi nie pozostaje.
Podsumowując: mi zależy na wyrównanym kolorycie i nawilżonej skórze, a to krem wg mnie zapewnia. Mam wątpliwości co do utrzymywania się na skórze, ale ja też nie jestem tu bez winy, bo w ciągu dnia często macam się po twarzy... Ogólnie jestem zadowolona. I dodam, że nie używam go codziennie, bo nie codziennie mam czas.

I na koniec dzisiejszy zakup - szminka Miss Sporty w kolorze 054 Read My Lips. Swoje kroki skierowałam do Rossmanna po kolejna szminkę z Rimmela z kolekcji Kate Moss (od czwartku są objęte promocją i można je kupić za niecałe 15zł), ale po dłuższym zastanowieniu zdecydowałam się na kolor z Miss Sporty. Miałam już okazję testować jedną z tych szminek i byłam zaskoczona ich trwałością. Nie straszne im jedzenie, picie, mówienie... Są praktycznie nie do zdarcia. Testowałam mój nowy nabytek dzisiaj pół dnia i nie zawiodłam się. Zjadłam trochę szminki z obiadem, ale poza tym została na moich ustach kilka ładnych godzin znikała z nich stopniowo, tak, że wieczorem mogłam jeszcze spokojnie wyjść do ludzi bez poprawek. Jestem bardzo zadowolona z tego zakupu, zwłaszcza, że wydałam na nią jedyne 9,45zł. Polecam!
 |
a tak prezentuje się na ustach ;)) |
Pozdrawiam ;***