Cały dzień zastanawiałam się jakiego posta dzisiaj wrzucić. I miałam dwa pomysły: na posta podsumowujacego cały miniony rok, albo takiego backstageowego (ze wszystkiego co się działo u mnie poza blogiem i o czym tu nie napisałam). Suma summarum, kiedy zaglądałam dziś na blogi dziewczyn, które obserwuję, każda z nich zrobiła takie podsumowanie więc stwierdziłam, że z prądem płyną tylko śnięte ryby i ja zmontuję Wam posta z nowościami ostatnich dni ;)
Zacznę od tego, że lepszego początku końca (roku) nie mogłam sobie wymarzyć. Z samego rana (czyt. o 10) listonosz dostarczył mi moją wyczekiwaną paczkę. W ubiegły czwartek kupiłam sobie na allegro torebkę i napisałam do pana, że zależy mi na szybkiej dostawie i obiecał `dołożyć wszelkich starań`, by moja paczka szybko do nie dotarła. I tak się stało. W ciągu trzech dni roboczych dostałam moją torebkę do rąk ;)) Jestem z niej bardzo zadowolona, chociaż wydawało mi się, że będzie mniejsza. Ale jej wielkość to zdecydowanie zaleta (zwłaszcza, że ja uwielbiam nosić ze sobą milion niepotrzebnych i dziwnych rzeczy). Z przesyłką zapłaciłam 114zł.
A w kategorii kosmetycznej po kilkuletniej przerwie w mojej kosmetyczce pojawił się Carmex. Pamiętam, że moją pierwszą wiśniową pomadkę carmexową dostałam ładnych 7-8 lat temu od wujka. Jakież było moje zdziwienie po pierwszej aplikacji, kiedy to poczułam mrowienie (myślałam, że usta mi odpadają i, że zaraz umrę)... I jakież rozczarowanie towarzyszyło mi w momencie, kiedy moja wisienka się skończyła i dowiedziałam się, że produkty tej firmy są niedostępne w Polsce ;((
Na szczęście ostatnio przypomniałam sobie o tych wszystkich wspaniałościach i na dokładkę trafiłam na promocję w małej drogerii w moim mieście. Tym razem postawiłam na balsam w tubce, ale przecenione były również tradycyjne sztyfty i pomadki w słoiczkach - także dla każdego coś dobrego. Kupiłam balsam o smaku truskawkowym, choć w tej chwili nie czuje go już tak bardzo jak na początku. Teraz dominuje taki mentolowy zapach, ale ja zdecydowanie go lubię, bo działa orzeźwiająco ;) I nie polecam osobom, które nie lubią mrowienia i uczucia chłodu na ustach. Na przecenie zapłaciłam 6,99zł.
O mojej miłości do OS wspominałam już wielokrotnie. Jestem zakochana w ich soczystych smakach po uszy i najpierw nie mogłam się doczekać zimowej limitowanki, a później nie mogłam znaleźć jej w żadnej drogerii... Na szczęście mój Santa miał bardziej spostrzegawcze oko i od tygodnia mogę się cieszyć zapachem śliwki z syropem klonowym <3 Jak na mój gust, to wystarczająco świąteczne połączenie i nie potrzebuję niczego więcej ;) Jedynym minusem tego produktu jest opakowanie, a w zasadzie brak silikonowego zabezpieczenia przy korku, które znajdowało się w każdym innym żelu OS jaki miałam. Skutkuje to tylko jednym: nieekonomicznym wylewaniem się żelu z opakowania...
Ale produktem miesiąca zostaje bezapelacyjnie płyn do demakijażu z Maybelline, który dostałam w zestawie z tuszem (który miałam okazję już kiedyś testować i sprawdził się wyśmienicie wtedy i teraz). Płyn nie podrażnia mi oczu, zmywa wszystko: cienie, tusze, nie straszna mu nawet moja baza pod cienie.... Byłam zaskoczona najpierw jego działaniem, a później ceną... Znalazłam go na allegro za około 5-7zł. Myślę, że jeśli będzie się tak sprawował do końca, to kupię niebawem kolejne opakowanie ;)
I na koniec: nie, to nie jest reklama Dobrowianki. To jest mała dygresja na temat tego, że po świętach postanowiłam wziąć się za ćwiczenia z Ewką Chodakowską. Po pierwsze porzuciłam wszelkie słodycze, po drugie piję tylko wodę i zielona herbę i po trzecie SKALPEL z Ewką codziennie od tygodnia <3 Pierwszy dzień - odpadłam po 20 minutach (co i tak było dla mnie wielkim osiągnięciem, bo KILLER powalił mnie już w 10 minucie). Na razie idzie mi całkiem dobrze, bo od drugiego dnia wykonuje już cały program ;)) A może ktoś podejmuje wyzwanie razem ze mną?
![]() |
zdj. z kamerki internetowej. jakość poszła w las. |
Pozdrawiam ;***
PS. kto jeszcze spędza dzisiejszy wieczór z komputerem? ;))